NAREVKA, Polska – Z łatwością dostrzeżono zielone światło w oknie na głównej drodze w polskim mieście Michajłowy, 15 mil od granicy z Białorusią, gdzie w ostatnich miesiącach utknęło tysiące osób ubiegających się o azyl zmierzających do Unii Europejskiej. .
„Mój dom to bezpieczne miejsce, w którym imigranci mogą prosić o pomoc” – powiedziała Maria Ansibuk, lokalna radna mieszkająca w Michajłowie.
Ansibuk powiedziała, że zdecydowała się działać po obejrzeniu doniesienia prasowego o grupie mniejszości jazydzkich w Iraku, która została uprowadzona z Michajłowa i zepchnięta przez straż graniczną do zamarzających lasów po drugiej stronie granicy.
– Nie wolno ci zapominać o takich rzeczach – powiedziała drżącym głosem i łzawiącymi oczami. „Powiedziałem sobie: zrobię wszystko, to się tutaj nie powtórzy”.
Prezydent Białorusi Aleksander G. Unia Europejska (UE) oskarżyła Łukaszenkę o wysyłanie do Polski azylantów z Bliskiego Wschodu w odwecie za unijne sankcje nałożone na jego rząd po ubiegłorocznych spornych wyborach. Opór.
W miarę nasilania się kryzysu w ostatnich dniach, nieoficjalna sieć mieszkańców, aktywistów i lekarzy-wolontariuszy działa na rzecz osób ubiegających się o azyl zza granicy, ponieważ starcia między polskimi władzami a imigrantami starają się przekroczyć silnie strzeżoną granicę. Tak dużo jak to możliwe.
Wyzwania dla tych, którym udaje się przekroczyć granicę – niektórzy starają się o azyl w Polsce, a niektórzy mają nadzieję na dalsze wyjazdy do Niemiec i złożenie dokumentów – są ogromne. Wielu zostało na krótko deportowanych na Białoruś przez polską policję. Reszta została zamrożona, zagłodzona i często chora, a uzyskanie pomocy przez dwumilową strefę wykluczenia, z której polskie władze zabroniły wstępu wszystkim mieszkańcom, w tym dziennikarzom, lekarzom i działaczom charytatywnym, okazało się prawie niemożliwe.
Wolontariusze patrolują lasy w pobliżu strefy zwolnienia w poszukiwaniu odizolowanych migrantów, zostawiając na drzewach zestawy ratunkowe zawierające żywność, wodę i ciepłą odzież. Niektórzy mieszkańcy strefy zwolnienia byli w stanie pomóc imigrantom na obszarach ograniczonych do osób z zewnątrz. Lekarze opiekują się osobami potrzebującymi leczenia, podczas gdy inni pomagają przygotować dokumenty dla osób ubiegających się o azyl lub rozprowadzają artykuły, takie jak żywność przysyłana do domu z całego kraju – czasami domowa zupa – i ciepłe ubrania, mówią aktywiści.
Tamara, 4-latka z miasta Doran, 300 mil od granicy, narysowała obraz przedstawiający pozdrowienia dla osób ubiegających się o azyl. Miejscowy policjant ukrywał jedzenie przed kolegami.
Obawiając się reperkusji ze strony władz i lokalnych grup skrajnie prawicowych, miejscowy Rzymianin, który prosił o identyfikację tylko po imieniu, powiedział, że motywację do działania miał po usłyszeniu, że imigranci giną na mrozie w dżungli. Według polskich urzędników do tej pory zginęło 11 osób, które próbowały przekroczyć granicę, ale faktyczna liczba ofiar śmiertelnych może być wyższa.
„Powiedziałem sobie: nie mogę rozwiązać wielkiego problemu” – powiedział. „Zostawiam to Organizacji Narodów Zjednoczonych, NATO i rządowi, ale nikt nie umrze w mojej dżungli.
Chociaż udzielanie pomocy jest legalne, aktywiści opisują grę w kotka i myszkę z osobami ubiegającymi się o azyl utkniętymi przed strażą graniczną. Polski rząd, kierowany przez prawicowe Prawo i Sprawiedliwość, został oskarżony przez organizacje praw człowieka o nielegalne spychanie na Białoruś osób ubiegających się o azyl. Niektórzy aktywiści zgłaszają, że byli atakowani lub zastraszani przez prawicowe grupy.
„Tylko kilku z nas aktywnie pomaga” – powiedział Roman. „Większość milczy”.
Aktywiści stwierdzili, że strach przed odwetem uniemożliwił twardemu stanowisku rządu wobec wielu biegunów umieszczenie zielonego światła na imigrantach, tak jak zrobiła to tylko garstka domów w Michajłowie, tak jak zrobiła to pani Ansibuk.
Na drogach wokół strefy zastrzeżonej liczne jednostki policji i sił specjalnych zatrzymywały samochody i pieszych, wypytując o ich miejsce pobytu. Polskie władze uzasadniają kontrole koniecznością ochrony granicy i zapewnienia mieszkańcom bezpieczeństwa w sytuacjach kryzysowych.
Wysiłki te wspierają także skrajnie prawicowe ugrupowania wspierające rządzące prawo i Partię Sprawiedliwości. Podczas marszu 11 listopada z okazji Święta Niepodległości niektórzy prawicowcy skandowali „Niech żyje Wielkopolska” i „Straż Graniczna strzelać!” Tego samego dnia aktywiści poinformowali, że grupa trzech osób ubiegających się o azyl z Iraku i Syrii została zaatakowana i obrabowana na drodze do przygranicznego miasta Hajnovka.
Na znak rosnącego napięcia pięć samochodów należących do lekarzy na granicy, zespół lekarzy ochotników pomagających imigrantom, w sobotni wieczór rozbite szyby i przebite opony. Lokalna policja powiedziała, że prowadzili śledztwo.
We wtorek zespół ratownictwa medycznego, który musiał przekazać swoją działalność powołanej grupie non-profit, Polskiemu Centrum Pomocy Międzynarodowej, dzień wcześniej podjął decyzję o zawieszeniu działalności.
Jakub Sieczko, anestezjolog z Warszawy, który zainicjował inicjatywę, powiedział w wywiadzie: „Spodziewałem się, że coś takiego się stanie.” Nie jestem niewinny, znam kraj, w którym żyjemy.
Działacze twierdzą, że osoby ubiegające się o azyl nie chcą iść do szpitala ze strachu przed polskimi władzami. Pan. Chixco opisane.
„Nie ma kontynuacji, a zimą nie da się długo żyć w polskiej dżungli” – powiedział. „To źle, że musimy ukrywać ludzi przed urzędnikami państwowymi”.
Zrozumieć kryzys na granicy białorusko-polskiej
Kryzys imigracyjny. Spotkanie imigrantów na wschodniej granicy UE doprowadziło do m.in Zwiększanie pozycji Oto, co musisz wiedzieć o Białorusi i Unii Europejskiej:
Vojtek Wilk, szef Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, nazwał tę sytuację „niezwykłym kryzysem”.
Pan. Wilk ma 20-letnie doświadczenie humanitarne w krajach takich jak Nepal, Etiopia i Liban, ale powiedział, że nigdy nie widział takiej niepewności prawnej wokół ludzi, którym musi pomóc, jak teraz widzi w Polsce. Dodał, że organizacja charytatywna prowadzi obecnie rozmowy z władzami w celu uzyskania dostępu do obszaru zastrzeżonego.
W miarę nasilania się blokady na granicy niektórzy w regionie twierdzą, że sytuacja przywołuje żywe wspomnienia II wojny światowej na granicy z Bottley, mocno dotkniętej okupacją nazistowską i sowiecką.
„W czasie wojny groziłaby mi śmierć przez rozstrzelanie” – powiedziała mieszkanka Michajła pani Ansibuk, odnosząc się do kary wymierzonej Polakom pod okupacją hitlerowską za pomoc Żydom. „Dzisiaj w najgorszym przypadku pójdę do więzienia. To jest nic. „
Zwolennicy jej sprawy pracowali nad udostępnieniem w Internecie rzeczywistego zapisu tego oświadczenia.
Chociaż doradcy uznają potrzebę ochrony polskiej granicy, twierdzą, że nie mogli stać bezczynnie, gdy ludzie zamarzali i umierali.
Marek Brzostowicz, ratownik medyczny z Krakowa na południu Polski, zgłosił się we wtorek na 24-godzinną zmianę w mieście w pobliżu strefy zwolnienia. „Mam dwoje dzieci. Po prostu zastanawiałem się, jak by to było być z nimi w dżungli w taką pogodę” – powiedział. „Nie widzę – muszę coś zrobić”.
Do tej pory wyłączanie zielonych świateł jako znak imigracji było głównie znakiem, że bardzo niewielu z nich zdaje sobie sprawę z tej inicjatywy, powiedziała Ansibuk. Dodał, że był to także symbol sąsiedztwa, tak samo jak osób ubiegających się o azyl.
„Ludzie boją się tego zrobić” – powiedział. „Gdy tylko postawiłem lampę w oknie, zacząłem dostawać obrzydliwe wieści. Ale nie będę się bał.
„Muzyk. Miłośnik kawy. Oddany badacz jedzenia. Webman. Namiętny guru internetu”.
More Stories
Wpływ siły wyższej na małe i średnie przedsiębiorstwa w Polsce na przykładzie pandemii Covid-19: wnioski na przyszłość
W 2025 roku Polska zwiększy wydatki na obronność do rekordowego poziomu
„Zmiana zasad gry”: Lockheed przedstawia pierwszy polski F-35