Problemy i braki w łańcuchu dostaw spowodowały u niektórych Amerykanów panikę. Ale obawa przed surowszymi świętami przypomniała mi o trzech świętach Bożego Narodzenia, które spędziłem w komunistycznej Polsce. Są najbardziej znaczące w moim życiu.
Jesienią 1978 roku pojechałem do Warszawy, aby dołączyć do mojej dziewczyny Haniya, którą poznałem dwa lata temu w Londynie. To jeszcze czas złote lataAlbo złote lata, ale dla młodego Amerykanina miejsce było przygnębiające, z kiepskimi zapasami, błyszczącymi towarami i nie śmiejącym się tłumem. W grudniu słońce — które rzadko widywaliśmy — przeszło do popołudnia. W tym świetle była ciemna natura starego łowiska.
Na ulicach przed Bożym Narodzeniem był mały znak — nie było wysokich drzew zdobiących Plac Zwycięstwa, a kupujący w sklepach nie grali kolęd. Widziałem ten smutek, dopóki nie odkryłem, że brak świąt w miejscach publicznych zwiększa jego intensywność w domu.
Wigilię spędziliśmy z ciotką Haniyi. Na drzewie w jej domu rozrzucone były wspaniałe prezenty, ale jego zapach był świeży po psalmie. Stara tradycja, szanowana także przez mieszkańców wielopiętrowych kamienic, była prezentem na stole, w tym zapewnienie dodatkowej przestrzeni dla przechodzących nieznajomych. Te skupiska nieludzkich bloków w jakiś sposób sprawiły, że zgromadzenia w nich były jeszcze bardziej świąteczne.
Każdy z nas wziął go przed siadaniem do jedzenia WagaW kształcie prostokąta umieszczonego na naszych talerzach, łuski przypominające jedność — a wszyscy uczestniczyli, wymieniali się kawałkami i chodzili wokół stołu, aby życzyć nam wszystkiego najlepszego na nadchodzący rok. Te wymiany były misternie i indywidualnie zaprojektowane i kończyły się trzema pocałunkami w policzki.
Po kolacji udaliśmy się o północy do katedry mszy. Wokół ołtarza rosły majestatyczne sosny. Wyznawcy wypełniali każdą dostępną przestrzeń, a ich głosy rozbrzmiewały od czasu do czasu w eleganckich piosenkach. Posiada bogatą tradycję polskich kolęd; Numer Scherzo Chopina nawiązujący do pięknych „Lulajże Jezuniu”. Słyszę. Pod koniec nabożeństwa byłem przyzwyczajony do przebywania poza domem w New Jersey bez łatwej życzliwości; Ludzie maszerowali w noc z intensywnymi, zamyślonymi minami. Wciąż tkwili w tajemnicy, a komunistyczna organizacja nie wykorzystywała ich do wiwatowania nieznajomym.
Moje kolejne polskie Święta Bożego Narodzenia przyszły w 1980 roku, kilka miesięcy po powstaniu Solidarności, niezależnego związku zawodowego kierowanego przez Lek Walasa. Wróciłem do tamtej jesieni, ożeniłem się z Haniyą i wznowiłem karierę nauczyciela w Kolegium Języka Angielskiego. Sytuacja polityczna była ekscytująca, ale napięta, tworząc ciągłe pogłoski o inwazji ze Wschodu, podczas gdy gospodarka gwałtownie się pogarszała. Przed sklepami ciągnęły się długie kolejki, a ludzie spędzali wiele godzin na polowaniu na artykuły spożywcze. Karykatura na okładce gazety „Kuldura” przedstawiała lamentującego indyka: „Dziadek jadł artykuły spożywcze, dziadek jadł kasztany, ojciec pomidory – ja byłem zadowolony z jajek”.
Ale sezon ten pogłębił poczucie nadziei, jaką niosła Solidarność, a jego narodziny wydawały się cudowne. W ostatni dzień szkolny w roku wszedłem do klasy o 17:00, w pokoju było ciemno i pewnego wieczoru zobaczyłem cztery świece płonące na moim biurku: „Czy mnie słuchasz?” Jedyny dźwięk, który brzmiał.
Moja klasa o 7 rano była „Wesołych Świąt!” Powitał mnie płaczem. I dwie butelki zimnego szampana.
– Ale skąd je masz? Zapytałam. „Ludzie ustawiają się w kolejce po masło”.
„Witamy w Polsce!” – krzyknął Andrzej.
Powiedziałem, że szkoda nie mieć okularów.
„Myślę, że usłyszysz”, Janus wyciągnął z torby pierwszą z 20 szklanek. Nigdy nie piłem szampana z tak niesamowitym poczuciem sukcesu.
W Wigilię ktoś powiedział, że dodatkowe miejsce przy stole jest dla przechodzącego rosyjskiego żołnierza.
Świąteczny stan wojenny został ogłoszony 13 grudnia następnego roku. Zamiast rosyjskich żołnierzy Polacy patrolowali ulice; Czołgi są ważnymi węzłami militaryzacji. (Popularnie fotografowany przed moskiewskim teatrem z billboardem z napisem „Czas Apokalipsy”). Umundurowani mężczyźni czytali wiadomości w telewizji, podczas gdy przywódcy Solidarności siedzieli w więzieniu. Odcięto telefony, zamknięto teatry i szkoły, żeby nie było tłumów. Z rozkazu skończył się poważny okres obietnicy.
Niemniej jednak nadeszła wiadomość, że coroczna Herbata Nauczyciela odbędzie się w Kolegium Języka Angielskiego. Dziesiątki nas zebrały się w pokoju nauczycielskim na drugim piętrze, gdzie długi stół był ozdobiony sosnowymi girlandami i świecami. Na miejscu każdego nauczyciela siedziała torebka kolorowych toffi i zachodnioniemieckiej czekolady. Magnetofon wydał mieszankę kolęd, w tym zaskakującą „Joy of the World”. Dyrektor Adam Kuzma wygłosił krótkie przemówienie, żałując, że regularne świętowanie ze studentami nie było w tym roku możliwe. „Ale przede wszystkim to, co zrobiliśmy” – przerwał i zaczął szukać słowa – „Doświadczenie w naszym kraju, cieszę się, że wielu z was jest szczęśliwych i zdrowych”.
Koledzy, którzy pogrążyli kraj w ciemności, przyszli wyrazić swoje zaniepokojenie mną. Jak mi było? Czy planowałem wyjechać? Co zrobiłem ze wszystkim, co się wydarzyło?
Po raz kolejny zostałem niespodziewanie wyrzucony. Jadąc z twardych, okupowanych ulic ujrzałem scenę ciepła i współczucia. Cios, który powinien złamać umysły Polaków, wzmocnił ją.
Pan. Ostatnio Swick jest autorem książki Radość podróży: i historie, które ich oświecają.
Copyright © 2021 Dow Jones & Company, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone. 87990cbe856818d5eddac44c7b1cdeb8
„Muzyk. Miłośnik kawy. Oddany badacz jedzenia. Webman. Namiętny guru internetu”.
More Stories
Wpływ siły wyższej na małe i średnie przedsiębiorstwa w Polsce na przykładzie pandemii Covid-19: wnioski na przyszłość
W 2025 roku Polska zwiększy wydatki na obronność do rekordowego poziomu
„Zmiana zasad gry”: Lockheed przedstawia pierwszy polski F-35